Rok pod znakiem .

Rok 2020 rozpoczynał się z wielkimi nadziejami i ogromnymi planami biegowymi runaddicts. Treningi szły rewelacyjnie, a forma z lutego wskazywała na sezon rekordów życiowych – zarówno moich jak i Pawła. Niestety tak się nie stało. Świat się zbuntował i zamknął nas w klatce. Kolejne zawody były odwoływane i pożegnaliśmy się, chociażby z udziałem w imprezie towarzyszącej Mistrzostwom Świata w Półmaratonie w Gdyni, na którą szykowaliśmy się docelowo.

Siłą rzeczy spadała motywacja i treningi stały się raczej spokojne i bezcelowe. Wdarło się rozprężanie i do jesieni po prostu biegowo wegetowaliśmy. Wtedy to nadchodził czas naszego biegowego święta, jakim co roku jest dla nas w Krynicy. Ponieważ łączymy go zawsze z większą wyprawą – budzi w nas wielkie emocje. W dodatku jesteśmy przecież ambasadorami tej imprezy, która w 2020 stanęła również pod wielkim znakiem zapytania. Na szczęście po przełożeniu wcześniej terminu, udało się wyjechać i wziąć udział w naszym biegowym święcie ? (zobacz nasz wpis o tym wyjeździe). Później jeszcze wspaniały czas w Zakopanem i Tatrach i można było wracać z uśmiechem na ustach do Bydgoszczy.

Jak się okazało, nie tylko z uśmiechem wróciliśmy do siebie …

Izolacja domowa

3 października przebiegliśmy zawody w Krynicy na dystansie 35 km i tym zakończyliśmy sezon – rozpoczynając roztrenowanie się. Standardowe 2 tygodnie luzu od biegania. W drugiej połowie tego okresu zaczęło się jednak komplikować. U Pawła pojawiła się gorączka, ból głowy i pleców i złe samopoczucie. Kilka dni później u mnie pojawił się kaszel. Wtedy nie wiązaliśmy jeszcze tego  z -19, ale kiedy Paweł stracił smak i węch, postanowił zrobić testy w kierunku obecności tego wirusa. U mnie też zapaliła się lampka. Kiedy Paweł otrzymał pozytywny wynik, u mnie kaszel nie ustępował, więc również poszedłem na testy. Wynik okazał się być pozytywny.

Oznaczało to dla nas obowiązkową izolację domową, co wiązało się z kolejnymi dniami bez treningów. Ostatecznie wyszło nam roztrenowanie się prawie 4 tygodnie.

Sam przebieg choroby nie był ciężki. Mnie dokuczał kaszel (do którego jeszcze wrócę) i utrata węchu – co ciekawe smak pozostał. Kilka dni gorszego samopoczucia z bólem mięśni i tyle. Paweł miał problem z ciągłym bólem głowy i obniżoną temperaturą ciała do 35 C przez około 2 tygodnie. Tak wytrwaliśmy do końca izolacji. Paweł czuł się już dobrze, a mi dokuczał ciągle kaszel.

29 października pojawiłem się na pierwszym biegowym treningu i rozpocząłem swój powrót do dobrej dyspozycji.

Pierwsze treningi po Covid-19.

Plan był prosty. Powrót ostrożny i powolny. W głowie miałem ciągle ryzyko związane z możliwymi komplikacjami po chorobie. Zaplanowałem badania płuc i serca. Ciągle dokuczał mi kaszel.

Kiedy mogłem wyjść na pierwszy trening, czułem się cudownie. W końcu wolność. Obawiałem się jednak, że Covid-19 zniszczył mi płuca, bo ciągle ten kaszel … Słyszałem o wielu osobach, które po kilku minutach spaceru nie mogły złapać oddechu, wejście po schodach sprawiało ogromny wysiłek, a o bieganiu nawet nie myśleli. Ja jednak tego problemu nie miałem. Mimo kaszlu przebiegłem założony dystans i się nie udusiłem.

Puls na bardzo wolnym tempie był wysoki – związane to było i z chorobą i samą przerwą, która trwała prawie 4 tygodnie. Poniżej kilka grafik z pierwszych treningów.

Dla lepszego obrazu warto Wam wiedzieć, że normalnie w 2020 roku potrafiłem robić 20 km wybiegania w tempie 5:00 i niższym na tętnie do 128 uderzeń na minutę.

Ponieważ z każdym treningiem było widać poprawę, to mimo słabej dyspozycji byłem zadowolony i patrzyłem z optymizmem w przyszłość. Do końca roku miałem zamiar tylko lekko biegać, budując bazę tlenową. Tak też się stało, jednak po drodze jeszcze trochę się działo…

Badania, lekarze, wyniki…

Mimo że zacząłem trenować, to wcale nie wszystko było ok. Kaszel na tyle mnie męczył, że postanowiłem dostać się do lekarza nie przez wideo konsultację, a na żywo OKO w OKO ? Doktor osłuchał me płuca i stwierdził, że coś tam nie gra. To sobie myślę, że tyle to wiem – dlatego tu przyszedłem. Dostałem skierowanie na RTG. Odpowiednie podejście sprintera pozwoliło mi szybko ogarnąć temat i na drugi dzień rano miałem wyniki w ręku. Mówiły one o licznych zziarnieniach i dalszym różnicowaniu w kierunku Sarkoidozy. Jak kogoś interesuje co to za choroba, to odsyłam do Internetu. W każdym bądź razie lekarz skierował mnie na badania krwi oraz USG jamy brzusznej. Miały one ewentualnie potwierdzić kierunek. Wyniki jednak wyszły idealne! Nie oznaczało to jednak zamknięcia tematu, chociaż bardziej prawdopodobna stawała się wersja, że ślady na płucach to efekt przebytej infekcji, która się „wchłonie”.

Udałem się jednak jeszcze do Pulmonologa. Lekarka po wnikliwym wywiadzie i badaniach osłuchowych, raczej przychylała się do wersji z pozostałościami po infekcji (zalecam odczekać po Covid-19 z 2 – 3 tygodnie z badaniami), ale dla wszelkiego spokoju wysłała mnie na tomografię klatki piersiowej. Badanie wykonałem jakoś w połowie listopada.

Wkrótce potem uwolniłem się od kaszlu i czułem się na tyle dobrze, że nie spieszyłem się z odbiorem wyników tomografii. Zrobiłem to dopiero na początku grudnia. Obraz wykazał licznie powiększone węzły chłonne i jak było napisane „pasuje do obrazu klinicznego Sarkoidozy”. Po ludzku – może być, ale nie musi … 

Z wynikami wróciłem do Pulmonologa. Generalnie lekarze też są „w kropce”. Nie wiedzą, co ten wirus robi w czasie, a wytyczne zmieniają się codziennie. Po kolejnym badaniu ciała i wywiadzie nie znalazła żadnych symptomów, które mogłyby potwierdzić jakiekolwiek schorzenie. Sama Sarkoidoza w 90% ulega zaniknięciu w okresie około 2 lat i zazwyczaj tylko się ją obserwuje. My umówiliśmy się na kontrolę w marcu.

Jeśli chodzi o objawy to w zasadzie brak. Kaszlu nie ma. Płuca działają, jak trzeba – również przy bieganiu na wysokim tętnie. Jedynie to, co zauważyłem, to po wysiłku zdarza mi się odkaszlnąć bardzo gęstą wydzielinę.

Dosłownie kilka dni temu byłem na wspomnianej kontroli i nadal nic nie wiem. Osłuchowo NADAL COŚ SŁYCHAĆ na płucach. Dostałem skierowanie do szpitala, aby ewentualnie prowadzić dalszą diagnostykę.

Szczerze mówiąc, średnio to widzę w dobie tylu zakażeń Covid-19. Po pierwsze sam nie chce za bardzo się w to ładować, a po drugie, jaki szpital mnie przyjmie teraz na planowe badania. Zobaczymy. Chyba w pierwszej kolejności skonsultuje się jeszcze z innym Pulmonologiem.

Postaram się aktualizować ten wpis z rozwojem sytuacji. W międzyczasie jeszcze w listopadzie zrobiliśmy sobie również Echo Serca za pośrednictwem Medycyny Dla Sportu. Wyniki były pozytywne i wg. lekarza nie ma przeciwwskazań do trenowania.

Wejście w mocniejszy trening.

Tak jak zaplanowałem, do końca roku 2020 moje treningi były nakierowane na budowanie bazy tlenowej. Tempo rosło, a tętno spadało.

W styczniu rozpoczęliśmy plan treningowy, który prowadzi nas do szybkiego biegania na 10 km. Chcemy w tym roku zrobić życiówki na krótszych dystansach. Mamy koniec marca i trzeba powiedzieć, że ciężkimi treningami doprowadziłem się do akceptowalnego poziomu. Interwały w odcinkach kilometrowych i mocne długie biegi w 2 zakresie sprawiły, że forma z listopada poszła w zapomnienie i po 5 miesiącach mogę stwierdzić, że wyszedłem na prostą po przechorowaniu Covid-19.

Możecie myśleć różne rzeczy, ale potrzebny jest czas i cierpliwość w dochodzeniu do zdrowia i formy po takiej i innych chorobach. Bez pośpiechu, z głową i planem.

Poniżej grafiki z treningów ostatnich tygodni.


0 komentarzy

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *